ZWALNIAĆ URZĘDNIKÓW! CZYLI JAK BARDZO NIE ROZUMIEMY ROLI ADMINISTRACJI PUBLICZNEJ

Wojciech Kaczor By Wojciech Kaczor
7 Min Read

„Nie znam się, ale się wypowiem”. Tak powinny być tytułowane wszystkie teksty, które w sensacyjnym tonie donoszą o kolejnych wynikach badań opinii publicznej. Zakres tematyczny tych badań jest szeroki jak Morze Śródziemne: od spraw politycznych, przez zniuansowane zagadnienia ekonomiczne, na palących kwestiach światopoglądowych kończąc. Co ma niby z tych badań wynikać? Chyba tylko to, że wolność słowa w Polsce kwitnie i każdy może powiedzieć co myśli. Niezależnie od tego czy na czymś się zna, czy nie.

Utwierdziłem się w tym gorzkim osądzie, gdy wpadł mi w ręce komunikat CBOS „O inflacji i finansach publicznych”. W styczniowym sondażu CBOS zapytał o to, „w jakim stopniu wzrost cen jest dla Polaków dotkliwy oraz jak w tym kontekście oceniane są działania rządu oraz Narodowego Banku Polskiego”. Ankietowane osoby (w liczbie 1028) były pytane również o to, czy w tym kontekście „ograniczyć wydatki państwa, bardziej efektywnie pozyskiwać fundusze unijne lub może podnosić podatki.”.

Pominę tutaj omówienie odczuć Polaków w odniesieniu do inflacji (bo się na niej nie znam), skupię się natomiast na odpowiedziach dotyczących wydatków publicznych. Zdecydowana większość z nich uważa, że w obecnej sytuacji gospodarczej i finansowej kraju należy ograniczyć wydatki państwa (39% twierdzi, że „zdecydowanie tak”, a kolejne 36%, że „raczej tak”). A na czym mielibyśmy szukać oszczędności? Polacy nie mają wątpliwości. Na pytanie o potencjalne obszary owych oszczędności na bezdyskusyjnie pierwszym miejscu uplasowała się administracja publiczna. Aż 57% respondentów wskazało na nią jako na źródło środków publicznych do uwolnienia. Następne w kolejności były „Rodzina, w tym 500 plus” (27%) oraz „Wymiar sprawiedliwości” (25%).

Co mnie tak zezłościło w tych wynikach? To mianowicie, że takie radosne wskazanie na cięcia wydatków na administrację publiczną jest po prostu bezmyślnym strzałem w stopę. Bierze się ono z głębokiego niezrozumienia roli administracji w państwie. Hmmm, pomyślmy… Tniemy na zdrowiu, edukacji, na policji czy na administracji publicznej? Wiadomo! Na pohybel urzędasom! Zwolnić jedną trzecią! Albo połowę! Im mniej ich zostawimy, tym lepiej.

Jako lekarstwo na tak kulawą logikę, podzielaną przez zdecydowaną większość naszych rodaków (jeśli wierzyć w przyjęte w CBOS-ie metody badawcze), proponuję przyjrzeć się dwóm grafikom. Proszę znaleźć jedną subtelną różnicę.

Nie, proszę Państwa. Administracja nie jest kolejnym obok służby zdrowia, kultury, policji czy wojska segmentem sektora publicznego. Nie stoi obok nich i nie powinna konkurować z nimi o sympatię Ministra Finansów i opinii publicznej. Administracja publiczna nie jest bytem samym w sobie. Ona jest nieodzowną częścią innych podsystemów państwa. Wszędzie tam, gdzie zgodziliśmy się (demokratycznie, za pośrednictwem naszych parlamentarnych reprezentantów), że lepiej poradzimy sobie jako wspólnota niż indywidualnie, tam niezbędne jest zatrudnianie ludzi do możliwie sprawnego administrowania tymi obszarami, do zarządzania dostępnymi, choć niestety zawsze ograniczonymi zasobami (finansowymi i kadrowymi). Administracja publiczna horyzontalnie i wielopoziomowo przecina pozostałe podsystemy, a nie konkuruje z nimi.

Za przykład niech posłuży podsystem ochrony zdrowia. Gdyby dopytać respondentów CBOS o to, co im się z nim kojarzy usłyszelibyśmy zapewne: lekarz, pielęgniarka, przychodnia, szpital, pogotowie ratunkowe itd. To naturalne, że kojarzymy przede wszystkim „pierwszą linię frontu”, a nie zaplecze i logistykę. Ale zaplecze i logistyka służby zdrowia zawsze są i mają ogromny wpływ na kondycję zawodów medycznych, na organizację podmiotów leczniczych, na pokrycie kraju siatką systemu Państwowego Ratownictwa Medycznego. Urzędami za to odpowiadającymi są: Ministerstwo Zdrowia, Narodowy Fundusz Zdrowia, Agencja Oceny Technologii Medycznych i Taryfikacji, urzędy wojewódzkie, urzędy marszałkowskie i inne. Pracownicy w nich zatrudnieni nie zoperują, ani nie przyjadą na sygnale, gdy zdarzy się jakiś nieszczęśliwy wypadek. Oni organizują pracę medyków i placówek zdrowotnych. Dysponują określonymi kwotami ze składek zdrowotnych i podatków, i starają się tak nimi zadysponować żeby sfinansować maksymalnie dużo świadczeń zdrowotnych. Jeżeli część z nich zwolnimy, a w to miejsce nie zatrudnimy innych, służba zdrowia wcale nie zacznie działać lepiej. Wręcz przeciwnie. Prawo jeszcze bardziej nie będzie przystawać do rzeczywistości, kontrakty podmiotów leczniczych z NFZ-tem będą zawierane z większymi opóźnieniami, a lekarze i pielęgniarki będą dłużej czekać na wydanie podstawowych dokumentów potwierdzających prawo do wykonywania zawodu.

Podobno przykłady można podawać ze wszystkich innych obszarów działalności państwa. We wszystkich ważną rolą pełnią właśnie urzędnicy. Czy pełnią ją dobrze, czy źle, to już temat na zupełnie inne rozważania (w których należałoby wziąć pod uwagę wiele pomijanych często kwestii – przede wszystkim obowiązujące prawo, które urzędnicy muszą stosować, oraz wysokość wypłacanych im wynagrodzeń). Grunt jednak żeby rozpatrywać ich rolę łącznie z tematami, którymi się zajmują. Jeśli dalej popełniać będziemy błąd polegający na odseparowaniu administracji od reszty sektora publicznego, to skazujemy się na słabą i coraz bardziej niewydolną administrację, w której niedługo już nikt o zdrowych zmysłach nie będzie chciał pracować. Wtedy zamiast gonienia państw zachodnich pod względem jakości życia, gonić je będziemy tylko przez pryzmat abstrakcyjnego wzrostu PKB, niemającego większego przełożenia na jakość usług publicznych, z których, chcąc nie chcąc, wszyscy korzystamy.

Warto na koniec przywołać inne badanie, zrealizowane ponad rok temu przez Polski Instytut Ekonomiczny. Z raportu „Postawy Polaków wobec płacenia podatków i roli państwa w gospodarce” wynika, że Polacy prawie trzykrotnie przeszacowują skalę wydatków państwa na administrację. Prawie co trzeci respondent uważa, że administracja to największy obszar wydatków państwa. W rzeczywistości pochłania ona ok. 5 proc. wydatków i jest dopiero siódmą z ośmiu głównych kategorii.

Administracja nie jest bytem samym w sobie. Nie jest też jednolita. Pracują w niej zarówno osoby, których praca mogłaby zostać w pełni zautomatyzowana, ale też takie, których specjalistyczna wiedza i sposób jej wykorzystania decydują o przyszłości kluczowych funkcji państwa. Administracja publiczna to pracownicy małych urzędów gmin, ale też kluczowych ministerstw. To czasami obsługa klienta w okienku, a czasami wysokospecjalistyczna analityka, wymagająca unikalnego wykształcenia i kompetencji. Z pewnością nie jest to wiedza powszechna, ale musi ona dotrzeć do decydentów, gdyż najlepsi nawet politycy (szefowie urzędów) nic nie wskórają, gdy pracować dla nich będą niedofinansowani i źle organizujący swoją pracę urzędnicy. Cięcia budżetowe dokonywane na administracji mogą spowodować tylko dalsze rdzewienie trybów tej wielkiej machiny, jaką jest współczesne, niepodległe państwo polskie.

Leave a comment