Przebić się do mainstreamu. Przebić się z przekazem o ogromnym znaczeniu profesjonalnego korpusu służby cywilnej i o roli dobrego zarządzania w urzędach administracji rządowej. To jeden z kluczowych celów Fundacji Sprawne Państwo na najbliższe lata. Cel piekielnie ambitny, bo skala obojętności względem tej grupy zawodowej, konstytucyjnie odpowiedzialnej za wykonywanie zadań państwa, jest ogromna.
Deregulacyjna moda
Miłe zaskoczenie spotkało mnie w ostatni piątek wieczorem, gdy zobaczyłem, że na antenie Polsatu i Polsat News, w programie Doroty Gawryluk „Lepsza Polska”, zaproszeni goście rozmawiając o trwającej wciąż akcji deregulacji przepisów prawa gospodarczego przez dłużą chwilę żywo dyskutowali o… służbie cywilnej.
W debacie uczestniczyli: Jadwiga Emilewicz (była wicepremier i minister rozwoju), Maciej Witucki (prezydent Konfederacji Lewiatan), Adam Abramowicz (były Rzecznik Małych i Średnich Przedsiębiorców) oraz prof. Witold Orłowski (ekonomista). Chociaż tematem dyskusji była właśnie deregulacja bardzo szybko zeszło na to, kto odpowiada za takie, a nie inne rozumienie oraz stosowanie przepisów prawa. Z poziomu ogólnikowych postulatów goście red. Gawryluk płynnie przeszli do konkretów: „Kto stoi za tym, jak działa nasze państwo?”.
Cały odcinek Lepszej Polski z 28.03.2025 można obejrzeć TUTAJ.
Litera prawa vs. filozofia działania
Prof. Witold Orłowski słusznie wskazał, że sama deregulacja, samo uchylenie niektórych przepisów i nowelizowanie innych, nie wystarczy. Inercja mechanizmów biurokratycznych, inercja instytucji publicznych sama w sobie mocno nie sprzyja istotnym zmianom zarówno w samym brzmieniu, jak i w stosowaniu przepisów prawa. Zauważył przy tym, znowu słusznie, że jedna rzecz, to napisać nowe ustawy, ale zupełnie inna sprawa to praktyka postępowania urzędów (filozofia ich działania).

Tu pojawiła się mała różnica zdań między dyskutantami. Adam Abramowicz podjął temat inercji instytucji państwa i zaczął postulować wprowadzenie odpowiedzialności urzędników za złe, szkodliwe z punktu widzenia przedsiębiorców, decyzje. Wskazywał przy tym (z resztą nie tylko on), że dobre, „proprzedsiębiorcze” przepisy już w polskim systemie prawnym funkcjonują (np. domniemanie niewinności podatnika, zasada milczącej zgody), tylko urzędy nie kwapią się w ich stosowaniu
Na to, cokolwiek słuszne, ale wymagające wielu zastrzeżeń spostrzeżenie, prof. Orłowski zripostował, że nie jest niestety tak, że na wszystkie bolączki państwa polskiego znajdziemy proste rozwiązania. Powiedział też w tym kontekście rzeczy, które zdecydowanie zbyt rzadko możemy usłyszeć w tego typu audycjach.
Urzędy działają tak, jak ludzie, którzy w nich pracują. Cały czas nie doszliśmy w Polsce do poczucia, że korpus urzędniczy musi być wysokiej jakości, że nie należy tylko karać za błędy, ale umieć stworzyć atrakcyjne ścieżki kariery w administracji publicznej. Trzeba zbudować naprawdę dobry system. (…) Filozofia działania jest ułomna. (…) Tego się nie zmieni w ciągu tygodnia.
Urzędnik-ekspert vs. urzędnik-szkodnik
Profesora Orłowskiego w najróżniejszych programach telewizyjnych oglądam od wielu lat, ale jeszcze nigdy nie słyszałem, żeby zajmował tak jednoznacznie propaństwowe, proeksperckie stanowisko (i świadomie używam tutaj określenia „proeksperskie”, a nie „prourzędnicze”, bo nie chodzi o obronę wszystkich urzędników en masse, niezależnie od jakości ich pracy, ale tych urzędników-ekspertów, którzy świetnie znają się na rzeczy, ale funkcjonują w bardzo trudnych warunkach, co skutecznie utrudnia im rzetelne wykonywanie swoich obowiązków).
Cieszy to, że w sukurs takiemy właśnie „proeksperckiemu” stanowisku Orłowskiego przyszła do niedawana pierwszoplanowa postać ze świata polityki – Jadwiga Emilewicz („ogromnie szanuje korpus, z którymi długo pracowałam”, „jakość tych urzędników jest wysoka”) oraz szef dużej organizacji pracodawców – Maciej Witucki („jestem ogromnym zwolennikiem tego, aby przywrócić etos urzędników publicznych”, „fragmentem inicjatyw Rafała Brzoski powinno być odtworzenie Krajowej Szkoły Administracji Publicznej; jej statutu i znaczenia”). Cieszy też, że profesor, odpowiadając na pytanie prowadzącej, wskazał wyraźnie, że to sam premier jest osobą, która powinna pilnować działania urzędników, a dokładniej – „systemu i filozofii działania tego systemu”.

Stereotypy i półprawdy
Niestety prowadząca debatę Dorota Gawryluk w kilku momentach sama dała wyraz swojemu mocno stereotypowemu spojrzeniu na administrację i na pracę urzędników.
Każdy urząd to jest państwo w państwie.
Jest ciśnienie państwa, aby urzędnicy jak najwięcej wycisnęli z portfela obywatela.
Na apel Emilewicz do młodych ludzi zgromadzonych na publiczności o to, aby gdy skończą studia sami dołączyli do korpusu służby cywilnej rzuciła natomiast:
Jak młodzi ludzie pójdą szukać pracy tam, gdzie pani mówi, to tam będą zajęte miejsca już przez polityków, dzieci, wnuki; (…) zlikwidowano nabory, konkursy. Dzisiaj młodzi ludzie nie mają jak pójść do pracy normalnie, dlatego że wszędzie są znajomi polityków.
Po tej ostatniej wypowiedzi publiczność odpowiedziała gromkimi i, jak przypuszczam, spontanicznymi brawami, co sugeruje, że zgadzała się w tym zakresie z redaktor Gawryluk.
Podejrzewam, że i u Gawryluk, i u bijących jej brawo gdzieś coś dzwoni, ale nikt nie wie, w którym kościele. Nepotyzm? „Tak, istna plaga, wszędzie krewni i znajomi królika.”. Konkursy do ministerstw? „Przecież ich nie ma, PiS zlikwidował!”. Tego rodzaju mądrości ludowe pokutują nawet wśród ludzi, którzy zdaje się wiedzą, jak działa nasze państwo, ale po prostu w zalewie informacji dopasowujemy czasami jakieś ich strzępy do ogólnie przyjętych w społeczeństwie „klisz myślowych”, no i pół-prawda lub zwykła nieprawda żyje dalej swoim życiem.
Nie twierdzę oczywiście, że coś takiego, jak nepotyzm i kolesiostwo w administracji rządowej nie występuje w ogóle. Skala tej patologii jest jednak nieporównywalnie mała w stosunku do naborów faktycznie otwartych i konkurencyjnych, a mówienie o niej jakby to była wręcz norma bardzo szkodzi wizerunkowi całego korpusu. (Na marginesie, warto regularnie sprawdzać aktualne ogłoszenia pracy np. w ministerstwach i KPRM i aplikować; służba cywilna nie płaci zbyt dobrze, ale oferuje często pracę niezwykle ciekawą i odpowiedzialną).

Percepcja a rzeczywistość
Korpusu służby cywilnej został w znacznej mierze rozmontowany, trzeba go odbudować.
To znowu cytat z prof. Witolda Orłowskiego. Mam wrażenie, że jako jedyny w studiu telewizyjnym Polsatu miał tego dnia dość pełny obraz tego, jaki jest stan kadr urzędników rządowych w Polsce i jakie są potrzebne zmiany. U innych poziom świadomości był też wysoki, z pewnością znacznie wyższy niż u zdecydowanej większości decydentów i społeczeństwa, ale dawało się wyczuć, że niektóre kwestie nie są być może jeszcze do końca „przetrawione” (mam tu na myśli przede wszystkim dość radykalne stawianie sprawy odpowiedzialności indywidualnej urzędników przez pana Abramowicza).
Tym, co połączyło wszystkich panelistów w studiu i pod czym ja sam również muszę się z bólem podpisać, jest to, że „wszystko zależy od woli politycznej”. Z bólem, bo nie jestem optymistą jeśli chodzi o świadomość trudnej sytuacji korpusu służby cywilnej wśród obecnych w polskim parlamencie partii politycznych (o czym świadczyć może choćby to, jak rzadko posłowie i posłanki zajmują się tematem służby cywilnej). W ich optyce deregulacja jest „cool”, bo obywatele i przedsiębiorcy (zwani również wyborcami) na własnej skórze odczuwają skutki złych, sprzecznych przepisów. Ale to, czego nie odczuwają w sposób bezpośredni, to np. jakość zarządzania w polskich ministerstwach i urzędach centralnych, w których te złe regulacje powstawały i nadal powstają. Nie ma więc u wyborców, a więc także u polityków wysokiego priorytetu dla warunków pracy w urzędach administracji rządowej. Nie ma logicznego powiązania tego oczywistego faktu, że od jakości naszej administracji rządowej w dużej mierze zależy jakość naszego prawa.
„Zespół Brzoski jest od pomysłów, ale ustawy będą pisać urzędnicy” – powiedział ktoś w piątkowej „Lepszej Polsce”. Pora zadbać o to, aby ci właśnie urzędnicy zaczęli pracować w dobrych warunkach; nie tylko (i nie przede wszystkim) płacowych, ale przede wszystkim – zarządczych.