Na portalu X, pod hasztagiem #PracujDlaPolski, Fundacja Sprawne Państwo regularnie publikuje ogłoszenia o pracę w urzędach administracji rządowej. Za każdym razem, gdy widzę takie ogłoszenie zastanawiam się… czy konkurs jest ustawiony.
Skąd bierze się to pytanie? Niestety, z doświadczenia. Czasami po opublikowaniu ogłoszenia przez urząd, w którym pracowałam zdarzało mi się otrzymywać telefony od znajomych z pytaniem, czy konkurs nie jest ustawiony. Sama także wielokrotnie dzwoniłam do kolegów z innych urzędów z takim samym pytaniem. Czasami w odpowiedzi słyszałam, że nie warto składać dokumentów, bo to stanowisko jest „dla kogoś”.
Kiedyś spotkałam kolegę, który powiedział, że nasz znajomy będzie pracował w jego urzędzie. Znajomy ten nie pracował w służbie cywilnej, a więc nie mógł zostać przeniesiony do pracy w innym urzędzie. Kolega z rozbrajającą szczerością powiedział, że będzie „konkurs”. Wątpię, żeby mój rozmówca nie wiedział, że prawdziwy konkurs ma na celu wybór najlepszego kandydata, a nie znajomego. Jak się nie trudno domyślić nasz znajomy „konkurs” wygrał. Być może był najlepszym kandydatem. Czy to ma jednak znaczenie? To nie zmienia faktu, że innych uczestników tego naboru zwyczajnie oszukano. Mieli wziąć udział w konkursie, a nie w farsie, ze znanym wąskiej grupie osób zakończeniem.
Nie zawsze równe szanse
W art. 60 Konstytucji wskazano, że:
Obywatele polscy korzystający z pełni praw publicznych mają prawo dostępu do służby publicznej na jednakowych zasadach.
Zgodnie z tym przepisem, jeśli instytucja publiczna ogłasza nabór, to teoretycznie każdy ma jednakowe szanse. W ciągu 15 lat wygrałam wiele konkursów w administracji publicznej. Jestem więc żywym dowodem na to, że są też prawdziwe konkursy. Ktoś kiedyś stwierdził, że wygrałam te konkursy tylko dlatego, że stanowiska nie były szczególnie atrakcyjne i wysoko płatne. Dla mnie jednak najważniejszy był fakt, że je wygrałam.
Mój wrodzony optymizm i wiara w sprawiedliwość skłoniły mnie raz do wzięcia udziału w konkursie, o którym wiedziałam, że ma już zwycięzcę. Miałam idealnie pasujące kwalifikacje. Organizatorowi konkursu chyba jednak aż tak bardzo nie zależało na kwalifikacjach przyszłego pracownika. Skąd taki wniosek? Pierwsze ogłoszenie zostało anulowane, gdyż w ogłoszeniu wskazano wymagania, których tamten nie spełniał. Dopiero po zmianie wymagań w kolejnym ogłoszeniu o naborze udało się przeprowadzić konkurs z „właściwym” kandydatem. Całkiem nieźle mi poszło, ale system „nie zawiódł” i wygrał ten, który miał wygrać. Ten tzw. konkurs nie podciął mi skrzydeł. Niedługo potem wygrałam inny, tym razem prawdziwy. Jedyny przygnębiający wniosek płynący z tamtego zdarzenia, to potwierdzenie oczywistej dla wielu prawdy, że koneksje bywają ważniejsze niż kompetencje. Tylko dlaczego to musi być oczywiste?
Niestety, jako społeczeństwo przyzwyczailiśmy się do fikcyjnych konkursów. Fikcyjne konkursy nas nie oburzają, a przynajmniej niewiele z tym oburzeniem robimy. Ja też nic nie zrobiłam, gdy dowiedziałam się, że znajomy wygrał konkurs jeszcze przed jego ogłoszeniem. Co mogłam zrobić? Nie miałam dowodów, a pozory rzetelności naboru były zachowane. Słowo to za mało. Poza tym przepisy ustawy o służbie cywilnej w zakresie przeprowadzenia konkursów są ramowe. A co najważniejsze, mam wrażenie, że dla niektórych ustawianie konkursów jest zwyczajową praktyką. Jakby nie rozumieli, że ustawianie konkursów odbiera innym ich konstytucyjne prawo. Przez ustawianie konkursów państwo pokazuje obywatelom, że – wbrew deklaracjom – wcale ich nie chce.
Kwiatek do… konkursu
Kolejna historia. Wchodzę do sekretariatu. Jedna z osób opowiada historię jej udziału w rozpisanym pod kogoś konkursie na stanowisko dyrektora. Osoba ta została poproszona (!) przez organizatora konkursu, żeby w nim uczestniczyła. Miało to służyć stworzeniu pozoru, że w konkursie bierze udział jeszcze ktoś inny niż z góry znany zwycięzca. Osoba, która opowiadała tę historię sama była kiedyś dyrektorem. Nie tylko były dyrektor nie miał nic przeciwko ustawianiu konkursów.
Pamiętam rozmowę naczelnika wydziału z zatrudnionym w urzędzie pracownikiem. Pracownik był zatrudniony pozakonkursowo, a więc nie należał do korpusu służby cywilnej. Naczelnikowi udało się jednak po jakimś czasie „załatwić” konkurs, aby jego pracownik mógł wejść do służby cywilnej. Pracownik wypadł dobrze, ale w pierwszej piątce kandydatów była osoba niepełnosprawna, mająca pierwszeństwo w zatrudnieniu. Prawo uniemożliwiło naczelnikowi zatrudnienie swojego człowieka. W konsekwencji „konkurs” zakończono – bez wyboru kandydata. Również i ja miałam okazję wziąć udział w konkursie, który potem anulowano. Znajomy zatrudniony w tamtym urzędzie powiedział mi, że dobrze wypadłam, ale chcieli zatrudnić kogoś innego, kto nie spełnił wymagań formalnych. Państwo zmarnowało mój czas i mnie oszukało. Czy to kogokolwiek obchodzi?
Wspominając te historie przypomniałam sobie, jak pewien urzędnik z wieloletnim stażem pracy w administracji powiedział mi, że jestem naiwna, jeżeli wierzę, że ciężką i uczciwą pracą można osiągnąć sukces. Może i jestem. Może po kilkunastu latach pracy nie zajmuję żadnego, w ocenie niektórych, prestiżowego stanowiska. Wiem jednak, że wszystko, co osiągnęłam, osiągnęłam dzięki ciężkiej, uczciwej pracy. Czy ciężka, uczciwa praca, doświadczenie i przez lata zdobyte kompetencje nie powinny być jedynymi warunkami awansu urzędnika?
Szklany sufit znajomości
Już od najmłodszych lat dzieci słyszą w szkole, aby się uczyły, a potem pracowały dla Ojczyzny. Ja, jak i wielu innych, uczyliśmy się więc, stale podnosiliśmy swoje kwalifikacje. Mimo to i tak nie zawsze mogliśmy uczciwie konkurować o pracę dla Polski. Mam wrażenie, że nad obywatelami chcącymi pracować w instytucjach publicznych wisi często szklany sufit znajomości. Pewne stanowiska bez koneksji są nie do zdobycia. Oczywiście, że jest też wiele stanowisk dostępnych dla każdego, na jednakowych zasadach. Jednak jak długo jeszcze nie wprowadzimy prawa, które rozbije szklany sufit znajomości?
Prawo wpływa na kształtowanie postaw społecznych. Prawa wyborcze kobietom przyznano zaledwie 100 lat temu. Jest to dość krótki okres w historii wielu państw. Natomiast dzisiaj kobiety zajmują najważniejsze stanowiska w polityce, biznesie i administracji. Dlaczego zatem zamiast oburzać się na konkursy, które wygrywają powiązani z decydentami kandydaci, nie zaczniemy na poważnie rozmawiać o stworzeniu prawa, które ograniczy wpływ znajomości na dostęp do służby publicznej? Nie każdy mężczyzna był zwolennikiem przyznania praw wyborczych kobietom, a dzisiaj chyba nikt nie wyobraża sobie historii na przykład bez Margaret Thatcher. Bez poparcia mężczyzn nie zostałaby premierem.
Niektórzy uważają, że nie trzeba zmieniać prawa, że wystarczy przestrzegać obowiązujących zasad, że kwestia ustawiania konkursów, czy obsadzania stanowisk osobami powiązanymi z decydentami to jedynie kwestia etyki. Tylko czy niedoskonale prawo nie stanowi dla tych mniej etycznych zachęty do jego wybiórczego stosowania zgodnie z własnym interesem? W końcu dziurawe prawo łatwiej omijać. Prawo może być skutecznym narzędziem inicjującym zmianę postaw społecznych wobec niekorzystnych dla obywateli zjawisk. A takim zjawiskiem jest wpływ znajomości na dostęp do służby publicznej.
Jednym z celów Fundacji Sprawne Państwo jest promowanie idei służby publicznej oraz równego i otwartego dostępu do niej. Realizujemy ten cel m.in. poprzez udostępnianie ogłoszeń o pracy w służbie cywilnej. Mam nadzieję, że nie będziemy musieli czekać 100 lat, aby mieć pewność, że te ogłoszenia rzeczywiście mają na celu znalezienie najlepszego kandydata. Uważam, że po 27 latach od uchwalenia Konstytucji Rzeczypospolitej Polskiej nadszedł czas, aby zapewnić każdemu obywatelowi dostęp do służby publicznej na jednakowych zasadach.