Gdzie jest mózg polskiego państwa?

Wojciech Kaczor By Wojciech Kaczor
10 Min Read

Są takie sprawy, o których mało się mówi, pomimo tego, że są kluczowe dla polskiej racji stanu. Znalazłoby się ich pewnie wiele w takich obszarach jak demografia, bezpieczeństwo energetyczne albo nowe technologie. Nimi niech się zajmą jednak inni. My natomiast zastanówmy się przez chwilę nad czymś innym: gdzie jest mózg (centrum strategiczne) polskiego państwa?

Prawa autorskie do tego chwytliwego pytania przysługują nie mnie, a Edwinowi Bendykowi – dziennikarzowi i publicyście, zajmującemu się problematyką cywilizacyjną i wpływem techniki na życie społeczne. Tekst o takim właśnie tytule znalazłem jakimś cudem w czeluściach Internetu (dzięki Bogu są jeszcze teksty sprzed ponad 10 lat niechronione żadnymi paywallami czy innymi zabezpieczeniami) i chciałbym teraz podzielić się z Państwem swoimi przemyśleniami.

Edwin Bendyk: Gdzie jest mózg polskiego państwa? (Polityka, 2013)

W 2013 roku wspomnienia z pierwszej dekady tego stulecia nie były jeszcze zamierzchłą przeszłością. Wielu z polityków było wciąż „w grze”, niektóre ich decyzje była nadal dyskutowane. Nazwisko „Marcinkiewicz” coś jeszcze komuś mówiło i nie kojarzyło się z freak fightem. Red. Bendyk mógł więc z pełnym spokojem, choć wiedząc, że trafi do raczej wąskiego grona odbiorców, napisać kilka gorzkich słów o utrzymującej się niechęci klasy politycznej do zainstalowania prawdziwego ośrodka strategicznego w strukturach władzy centralnej.

Jak drzewiej bywało?

Dawno, dawno temu, w latach późnego PRL-u, funkcjonowało nad Wisłą coś takiego jak Centralny Urząd Planowania. W 1997 roku w jego miejsce powołano do istnienia inną jednostkę organizacyjną, o nazwie znacznie bardziej strawialnej w krzepnącym już kapitalizmie III RP: Rządowe Centrum Studiów Strategicznych. Miało ono za zadanie prowadzić prace służące Radzie Ministrów i Prezesowi Rady Ministrów „do programowania strategicznego, prognozowania rozwoju gospodarczego i społecznego oraz zagospodarowania przestrzennego kraju”.

W 2006 roku RCSS stało się jednak ofiarą idei „Taniego Państwa” i zostało zlikwidowane. Od tamtego momentu, właściwie po dzień dzisiejszy, można śmiało twierdzić, że III RP jest państwem bez centralnego ośrodka strategiczno-analitycznego, w którym dokonywano by wysokiej jakości badań nad dalszym rozwojem kraju. W 2018 roku powołano wprawdzie w Kancelarii Premiera Centrum Analiz Strategicznych (przekształcone następnie w Rządowe Centrum Analiz), ale opinie na temat tego, na ile CAS/RCA faktycznie spełniało funkcję „mózgu państwa” były i są mocno podzielone.

O blaskach i cieniach pracy w Centrum Analiz Strategicznych opowiedział na łamach Tygodnika Spraw Obywatelskich były jego pracownik, Konrad Hennig. Cały wywiad serdecznie polecam, a do najważniejszej konkluzji z niego wynikającej za chwilę wrócimy.

Istnieją jeszcze wprawdzie publiczne think tanki, których zadaniem jest generowanie wiedzy na temat szybko zmieniającego się świata (Polski Instytut Ekonomiczny, Polski Instytut Spraw Międzynarodowych, Ośrodek Studiów Wschodnich), ale mają one charakter raczej branżowy i daleko im do tego, czym swego czasu było Rządowe Centrum Studiów Strategicznych.

Strategiczna silosowość stosowana

W swoim tekście sprzed dekady Edwin Bendyk zauważa, że premier Tusk (w wersji 1.0) nawet miał plany przywrócenia do życia czegoś na kształt RCSS, ale… No właśnie, ale okoliczności nie sprzyjały, priorytety się zmieniły, budżet państwa nie pozwolił. Krótko mówiąc i nieco upraszczając, nikt już potem nie miał zdrowia i ochoty do tworzenia ośrodka odpowiedzialnego za myślenie strategiczne.

Czy ktokolwiek odpowiada zatem „za myślenie” w polskiej administracji rządowej obecnie? Tak! W KPRM funkcjonują departamenty, które zdają się zajmować analizą strategiczną:

  • Departament Oceny Skutków Regulacji i Analiz – realizuje zadania m.in. w zakresie „analizowania wybranych obszarów społecznych oraz gospodarczych w ujęciu horyzontalnym i strategicznym, w celu identyfikacji istniejących problemów oraz wypracowania propozycji ich rozwiązań”.
  • Departament Polityk Publicznych i Programowania Prac Rządu – realizuje zadania m.in. w zakresie „koordynacji strategicznych dla funkcjonowania państwa i społeczeństwa projektów dotyczących sfery problemów publicznych, analizy dostępnych danych, w celu określenia istotnych do rozwiązania problemów, wstępnego badania oczekiwań wynikających z proponowanych rozwiązań zarówno administracji jak i obywateli, a także oceny wdrożenia projektów i ich realizacji”.

W Ministerstwie Funduszy i Polityki Regionalnej działa Departament Strategii, który m.in. odpowiada za „koordynację prowadzenia polityki rozwoju, w tym przygotowanie propozycji strategii rozwoju i koordynację realizacji ogólnorozwojowych strategii w skali europejskiej i krajowej, z uwzględnieniem wymiaru terytorialnego oraz koordynację procesu przygotowania i monitorowania zintegrowanych strategii rozwoju”. W tym właśnie resorcie (a może i w tym właśnie departamencie) trwają obecnie prace nad Koncepcją Rozwoju Kraju 2050 – „dokumentem wizyjnym, który będzie kierunkowskazem w zarządzaniu rozwojem Polski.”

W Ministerstwie Finansów jedną z kluczowych komórek jest Departament Polityki Makroekonomicznej, który „przygotowuje analizy i prognozy niezbędne w formułowaniu i realizacji polityki fiskalnej państwa oraz w koordynacji polityk ekonomicznych i finansowych Unii Europejskiej”.

Swoje „strategiczne” departamenty mają także inne resorty:

Proszę mnie źle nie zrozumieć. Wyliczając te wszystkie „strategiczne” departamenty nie twierdzę bynajmniej, że ich istnienie w strukturach polskich ministerstw jest czymś złym. Każdy resort odpowiada za inny obszar funkcjonowania państwa i naturalnym jest, że każdy minister potrzebuje ludzi, którzy, poza wykonywaniem zadań bieżących, mają narzędzia i kompetencje do analizy danych historycznych i projektowania możliwych scenariuszy na przyszłość. Warto jednak spytać, na ile prace toczące się w tych komórkach są dobrze skoordynowane. Czy jedni stratedzy komunikują się i wymieniają informacjami z innymi? Czy wszyscy w ten sam sposób rozumieją swoją rolę w systemie? Czy wszyscy „grają do jednej bramki”?

Pesymistycznie brzmią słowa Konrada Henniga z przywołanego wcześniej wywiadu.

W Polsce każde ministerstwo, a nawet, co jest paradoksem, co druga agencja ma jednostkę analityczną. Jednostkę, która do niczego tam nie jest potrzebna, bo z nikim horyzontalnie nie współpracuje. Problematyczna jest nawet jej podległość hierarchiczna, która utrudnia bezpośrednią współpracę z analitykami pracującymi w nadzorującym daną instytucję ministerstwie. Tym bardziej jednostka analityczna w Kancelarii Prezesa Rady Ministrów ma problemy z wyciąganiem wiedzy z ministerstw oraz podlegających im agencji. Wiedza to władza, a tą nikt nie chce się dzielić. Wiedza rozproszona, nieużyteczna i niedostępna zwalnia z odpowiedzialności. To dla każdego podmiotu podległego i nadzorowanego przez Radę Ministrów sytuacja optymalnie komfortowa, bo nie pozwala mierzyć i rozliczać skuteczności oraz efektywności podejmowanych działań. Pozwala trwać. Niektórzy mówią: płynąć z prądem.

A skoro w ten sposób na sprawę patrzy były urzędnik KPRM średniego szczebla, to dla dopełnienia obrazu wypada również przypomnieć często cytowane słowa byłego już ministra kultury, a już niedługo europosła – Bartłomieja Sienkiewicza. Niestety nagminnie cytowane jest tylko pierwsze zdanie jego wypowiedzi, a jej prawdziwa mądrość objawia się dopiero wtedy, gdy przytoczymy całość.

Państwo polskie istnieje teoretycznie. Praktycznie nie istnieje – dlatego, że działa poszczególnymi swoimi fragmentami, nie rozumiejąc, że państwo jest całością. Tam, gdzie państwo działa jako całość, ma zdumiewającą skuteczność.

Potrzeby intelektualne państwa

Słowa Sienkiewicza są aż do bólu słuszne w kontekście funkcjonowania całej administracji publicznej, ale warto wziąć je na poważnie także, gdy mówimy o „intelektualnym rdzeniu państwa”. Bo sama liczba ministerialnych departamentów ze „strategią” w nazwie wcale nie musi przekładać się na zdolność państwa do długofalowego identyfikowania wyzwań i określania priorytetów.

Andrzej Zybała, profesor SGH, kierujący Katedrą Polityki Publicznej na tej uczelni, już kilka lat temu w dość dramatycznych słowach pisał o potrzebie wzmocnienia potencjału analitycznego państwa polskiego na łamach Spraw Nauki:

Współczesne państwo w sposób szczególny potrzebuje „mózgu”. Inaczej nie przetrwa, ponieważ niezbędna jest mu zdolność do przetwarzania istotnych danych, informacji i wiedzy z otoczenia. Musi bowiem tworzyć i realizować strategie, czyli programować kluczowe działania w różnych perspektywach czasu. Ich znaczenie jest takie, że ukierunkowują i nadają ład działaniom bieżącym.

Nie powinniśmy pozwolić na to, aby bieżączka i ciągłe bieganie za własnym ogonem były istotą pracy polskich polityków i urzędników zatrudnionych w ministerstwach. Przypomnijmy: Rada Ministrów prowadzi politykę wewnętrzną i zagraniczną Rzeczypospolitej Polskiej. Kierowana przez nią administracja rządowa powinna zatem być skutecznym narzędziem do kreowania i realizowania polityki mądrej. Bez sprawnego „mózgu” – czy to w postaci wydzielonej jednostki, czy też w ramach rozproszonej struktury – o taką mądrość może być niezwykle trudno.

Leave a comment