[PRZEGLĄD PRASY] Ogromne pieniądze! Czyli o antypaństwowej roli dziennikarzy w Polsce.

Wojciech Kaczor By Wojciech Kaczor
6 Min Read

Kolejne artykuły o nagrodach w ministerstwach robią się to już cokolwiek nudne, ale nie przestają martwić. Rozumiem, dziennikarstwo nie stoi już na tym poziomie, co kiedyś (mediaworkerzy, clickbaity itd.). Rozumiem, spór polityczny staje się coraz bardziej gorący. Rozumiem. Ale dlaczego cierpieć ma na tym wszystkim Polska?

Ledwo dwa tygodnie temu, na łamach money.pl, Łukasz Kijek (nie byle mediaworker, a sam redaktor naczelny tego serwisu) donosił o blisko 4 mln zł nagród, jakie nowy minister finansów przyznał pracownikom swojego ministerstwa. „To była jedna z pierwszych decyzji”. „W pierwszych dniach urzędowania…”. „Nagrody dla ponad 1,2 tys. osób”. I chociaż tekst poruszał nie tylko aspekt finansowy całej sprawy, ale również nierychliwość MF w udzielaniu odpowiedzi na pytania dziennikarzy, to i tak w w odbiorze użytkowników mediów społecznościowych najbardziej przebił się krzyk, że jak to tak? Jak można przyznawać tak wielkie nagrody urzędnikom za nic? Przecież Andrzej Domański ledwo co wkroczył do gmachu przy ul. Świętokrzyskiej 12, a już tak hojność?

Honoru redakcji (a raczej większej grupy medialnej Wirtualnej Polski) jeszcze tego samego dnia zaczął bronić Patryk Słowik.

Gdy niekiedy widzę ataki na „nierobów” ze służby cywilnej, to odnoszę wrażenie, że autorzy tych tez posługują się najsłabszej jakości kalkami myślowymi sprzed dziesięcioleci.

Gdy widzę, że media szczują na osoby podejmujące decyzje o przyznawaniu nagród urzędnikom, robi mi się przykro – bo jestem dziennikarzem i mam wrażenie, że niewiele łączy mnie z koleżankami i kolegami po fachu, którzy gardłują o końcu Bizancjum tylko z tego względu, że jakiś specjalista w urzędzie bez trudu kupi dzieciakowi kurtkę na zimę.

Jest jednak to niestety odosobniony przypadek dziennikarza, który czuje pewną odpowiedzialność za słowa wypełniające kolejne stronice Internetu. Pisać bzdury można zawsze, manipulować również, ale gdy robi to ktoś, kto w powszechnym mniemaniu zna się na rzeczy (np. dziennikarz), to skutki tych bzdur są znacznie poważniejsze niż uszczerbek na reputacji zawodowej tego czy innego delikwenta,

Ogromne pieniądze na nagrody w MSZ

Wczoraj, idąc solidnie wydeptaną już ścieżką dziennikarskiego populizmu, na portalu internetowym Radia Zet, Zuzanna Ptaszyńska doniosła światu z kolei, że „Sikorski przyznał miliony”. Pani Ptaszyńska („Doktorantka UW zajmująca się przede wszystkim Zjednoczonym Królestwem, ale również Australią, Nową Zelandią i wyspami Pacyfiku. Wielbicielka kina i samotnych podróży po świecie.”) nie wzbiła się tu jednak na wyżyny dziennikarskiego fachu, bo poza zwykłym sparafrazowaniem odpowiedzi MSZ na zapytanie poselskie Łukasza Kmity oraz dodaniem kilku słów o artykule z „Faktu” z listopada 2023 roku („W MSZ na odchodne wypłacili nagrody. Kwota poraża. „Sukcesów brak”„) od siebie nie dodała zupełnie nic. No ale co z tego, że nic nie dodała? Wystarczy, że wrzuciła ten sam granat do tego samego szamba.

Pytam za co? ile pracowali????? ze dostali nagrody??????????

@Coma_BB

Nie mam pytań…

@bp_martyna

Rabowanie Polaków odchodzi na całego.

@astrasupernowa

Program „rodzina na swoim” pełną parą.

@JakubW76

To tylko niektóre komentarze do wpisu promującego ten tekst na Twitterze. Na chwilę obecną zyskał blisko 90.000 wyświetleń, został podany dalej ponad 600 razy i polubiony przez blisko 1.500 użytkowników.

Co było pierwsze, jajko czy kura?

Nie będę tutaj wyjaśniał, jak ważna jest praca urzędników zatrudnionych w Ministerstwie Spraw Zagranicznych. Nie będę tłumaczył, że te ogromne miliony w nagłówkach to zazwyczaj po kilka lub kilkanaście tysięcy złotych brutto na kontach większości z osób, które nagrody w ogóle otrzymały. Nie będą znowu podpierał się danymi z zeszłorocznego sprawozdania Szefa Służby Cywilnej, z którego szybko można wyciągnąć dane o wysokości zarobków w MSZ-cie (no dobra, to akurat zrobię – przeciętne miesięczne wynagrodzenie zasadnicze w MSZ w 2022 roku wynosiło 6.636 zł).

Bolejemy nad jakością debaty publicznej w Polsce. Krzywimy się na agresywne wpisy polityków na Twitterze albo na nieparlamentarne zachowania w parlamencie. A może politycy wpisują się po prostu w poziom narzucony im z zewnątrz? Może nie znajdują w sobie na tyle odwagi cywilnej żeby otwarcie zaproponować podwyżki w administracji rządowej, bo zaraz będą mieli na karku Łukasza Kijka i Zuzannę Ptaszyńską, krzyczących o kolejnych „milionach dla swoich”? Może problem nie leży w polityce, a w dziennikarstwie?

Tkwimy w zaklętym (przeklętym) kręgu antypaństwowej spirali. Spolaryzowane i przebodźcowane społeczeństwo zionie bezrefleksyjnym gniewem z byle powodu. Politycy koniunkturalnie podkręcają emocje, bo wyważony, merytoryczny przekaz się już nie sprzedaje. Konkurujące ze sobą media dbają o utrzymanie się na rynku, a nie o żadną misję i prawdę. Kto zaczął? Nie wiadomo. Jak to się skończy? Wiadomo: coraz słabszym państwem, które w najlepszym wypadku dalej nie będzie realizowało swojego niemałego potencjału, a w najgorszym stanie się łatwym łupem dla tych, dla których niepodległa Polska wcale nie jest czymś oczywistym i nieodwracalnym.

.

Leave a comment